http://rownowaga-chwiejna.blogspot.com/
sobota, 16 października 2010
Nocuję dziś u siostry, żeby jej smutno nie było w pustym mieszkaniu, I jak to przy sobocie, postanowiłyśmy zrobić ciasto. Poniżej fajny przepis.Składniki:
4 jaja
1 szklanka cukru
1 szklanka cukru
0,5 szklanki oleju
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
kilka kropel olejku zapachowego
+ ewentualnie owoce
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
kilka kropel olejku zapachowego
+ ewentualnie owoce
Proste jak budowa cepa: utrzeć wszystko razem, dodać owocki (u nas owocków nie ma), aha ciasto jest na małą blaszkę, tortownicę.
Do tego momentu szło nieźle.
Wsadziłam
je do gazowego piekarnika, z jakąś nadaktywną dyszą. Na początku było
spoko, po 7 minutach płomień buchał aż za drzwiczki, a ciasto stało się
murzynem, z niedopieczonym środkiem.Jak próbowałam zmniejszyć płomień to
buchnął jeszcze bardziej...
Postanowiłam
szukać dalej, tak łatwo się nie poddaję. Znalazłyśmy 2 prodiże, wzięłam
ten nowszy, po dłuższym wysiłku wciskania wtyczki w końcu się udało,
acz okazało się ze 2 cześć wtyczki nie ma ma uziemienia. Udało się też
znaleźć nieuziemione gniazdko. Z dusza na ramieniu, podłączyłam prodiż
do gniazdka i czekamy.
Trochę
śmierdzi palonym plastikiem, ale widać ciachu jeszcze niewiele brakuje,
wiec jedziemy z koksem. Kilka minut później ciasto znów stało się
murzynem. Trzeba być geniuszem, żeby 2 razy spalić jedno ciasto. Ale w
środku wygląda na dopieczone, czekamy aż wystygnie i będzie je można
wyjąć z blaszki.
A. mówi, ze następnym razem robimy ciasto w mikrofalówce. Może to jakiś pomysł.
A BHP to bujda.
Efekt:
po oskrobaniu góry całkiem niezłe ciasto wyszło, po przejściach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz